Po pierwsze, bohaterowie musieli być wiarygodni, przekonujący i dobrze zbudowani. Zależało mi, aby każdy
z nich miał swoją wewnętrzną motywację. Chciałem,
żeby ich decyzje pociągały za sobą konsekwencje i aby nie byli jedynie narzędziami pchającymi fabułę. W
tym celu, na etapie koncepcyjnym i w trakcie pisania,
współpracowałem z psychologiem, z którym omawiałem i testowałem bohaterów – wpływ konsekwencji na ich
życie, to, jak zdarzenia ich zmieniają i to, kim się
przez to stają. Dzięki temu powstali bohaterowie i antagoniści, których można zrozumieć i się z nimi
utożsamić.
Jednocześnie nie chciałem tworzyć głębokiego dzieła filozoficznego o podróży w głąb ludzkiej natury.
Myślę, że udało mi się osiągnąć złoty środek, tworząc
świat, w którym biorący udział w wydarzeniach o ogromnym rozmachu bohaterowie wciąż pozostają w centrum,
a ich historia jest szczera i intymna, mimo skali wydarzeń.
Po drugie, świat przedstawiony musiał być wiarygodny i ciekawy. Mimo potężnego rozmachu, technologia
bazuje na obowiązujących obecnie prawach fizyki lub jest z nimi powiązana/spokrewniona.
Unikałem jak ognia „deus ex machina” i braku spójności oraz konsekwencji w działaniu. Takie podejście
sprawiło, że podróże międzygwiezdne w „Novum Ex” nie były jedynie kilkusekundowym
kosmicznym rajdem z punktu A do B, a całym, pełnym powiązań systemem logistycznym. Dzięki temu
przygotowania do bitew nie były szybkie i efektywne niczym gra w warcaby, lecz rozwijały
się do poziomu emocjonujących pojedynków szachowych, w którym każdy, łącznie z czytelnikiem, stara się
przewidzieć kolejny ruch. Dlatego w momencie rozpoczęcia którejkolwiek bitwy nic
nie pozostawało bez znaczenia i wszystko niosło konsekwencje.
Mimo złożoności świata, opis zasad i reguł działania technologii jest prosty. Unikałem wielostronicowych
opisów, koncentrując się na pokazaniu technologii w akcji. Dzięki temu tempo książki
nie zwalnia, zaś ekspozycja świata nie jest męcząca. Dotyczy to całego spektrum uniwersum, m.in:
kombinezonów bojowych, komputerów kwantowych, stylu walki opartego na „formacjach roju” czy
queenum – energetycznego minerału, który intensyfikuje zdolności bojowe.
Po trzecie, jestem pasjonatem kina i chciałem, aby ta książka była jak film. Scenariusze liczą zazwyczaj
około sto dziesięć stron, a zawiązanie akcji następuje w okolicach
dziesiątej-piętnastej strony, czyli po dwunastu i pół procentach. długości scenariusza. W „Novum Ex”
podążam za tą, oraz wieloma innymi, zasadami. Dlatego w okolicach osiemdziesiątej
piątej strony fabuła zawiązuje się w pełni, otwierając wszystkie pięć linii fabularnych. Zazwyczaj autor
książek ma komfort czasu, ponieważ nic go nie ogranicza. Przyjmując zasadę
pisania scenariusza filmowego, wiedziałem, że ja go nie mam – wątki zawsze musiały być napisane płynnie
i starannie, bohaterowie w każdej chwili musieli być wyraziści, a każda scena
albo rozwijała bohaterów, albo posuwała historię naprzód.
Dążyłem do wprowadzenia w życie zasady „strzelby Czechowa”, w której każdy element historii musi być
niezbędny i ważny, a wszystko, co nieistotne, było przeze mnie usuwane. Przy fabule
liczącej około sześćset siedemdziesiąt stron było to niezbędne, aby utrzymać uwagę czytelnika. Wierzę,
że oczekujący ciekawej historii odbiorca potrzebuje interesujących bohaterów,
dobrej fabuły i fascynującego świata podanego w narastającym i kumulującym zdarzenia tempie, aby nie
odłożył książki zbyt szybko.
Kolejną techniką, którą stosowałem była „setup and payoff” – wszystko, co znajduje się w książce,
służyło najpierw przygotowaniu i ustawieniu akcji (setup), aby potem doprowadzić do
satysfakcjonujących rozstrzygnięć (payoff). Przygotowanie tych „rozstrzygnięć” traktowałem niezwykle
poważnie, ponieważ uważam, że nie ma nic gorszego niż źle zawiązana akcja, która na
końcu rozpada się na części, pozostawiając czytelnika z poczuciem zawodu.
Poza tym nic nie liczy się bardziej niż wyobraźnia – elementy wizualnych potyczek i dynamiczne dialogi
wprawiają świat „Novum Ex” w ruch. Pracując nad książką, poświęciłem wiele czasu
na pisanie dialogów, ceniąc każdą wypowiedź bohaterów. Zależało mi, aby były jak najbardziej treściwe i
oddawały charaktery postaci. Opis świata jest natomiast subtelny i czasem oszczędny,
aby czytelnik, niesiony przez zdarzenia, mógł stworzyć własną wizję, bazując na unikalnych i kluczowych
fundamentach. Ważne były również sceny bitewne w skali makro oraz walki protagonistów
i antagonistów w skali mikro. W świecie sci-fi, w którym bohaterowie mają potężne moce, takie jak siła,
szybkość i wytrzymałość, konieczne było utrzymanie walk w efektownym, lecz przyziemnym
i ludzkim stylu. Zamiast stawiać na sceny, w których wojownicy przelatują przez budynki bez
konsekwencji, skupiłem się na efektywności stylu i utrzymaniu ich w ciągłym i bezpośrednim zwarciu.
Dzięki temu zadawane i otrzymywane ciosy zawsze niosą za sobą autentyczny ból, nadzieję, wygraną lub
porażkę.
Po czwarte, pomysł na fabułę zrodził się, gdy miałem szesnaście lat i paląc papierosa na balkonie,
myślałem o walkach wojowników posiadających nadludzką siłę, prędkość i wytrzymałość.
Dziś już nie palę, ale nadal lubię anime i imponują mi sceny walk oraz droga, którą musieli pokonywać
protagoniści i antagoniści. Od zawsze jestem też fanem tematyki sci-fi i jej
wpływu na intensyfikację siły i mocy ludzi, nie wspominając o teoriach i regułach naukowych dotyczących
naszego wszechświata: galaktyki, czarne dziury, antymateria.
Ten pomysł przez lata tlił się we mnie, ale brakowało mi czegoś, co tworzyłoby serce całej historii –
bohaterów z krwi i kości, którzy są w stanie zrobić wszystko, aby osiągnąć cel.
Wierzyłem, że gdy stworzę kilka mocnych postaci, to uniwersum ożyje. Zrozumiałem, że technologia i świat
muszą być ważne, ciekawe i dobrze ułożone, ale od początku są jedynie tłem dla
ludzkich zmagań, które muszą być bliskie czytelnikowi – tylko tak można nawiązać więź z bohaterami i
historią.
Miałem trzedzieści sześć lat gdy zrozumiałem, że to ostatnia szansa, aby zrealizować marzenie. Zrobiłem
rachunek sumienia i postanowiłem, że czas marzeń i wizji się skończył. Stanąłem
na rozdrożu: albo wezmę się za pisanie, znajdując w tym pasję i radość, albo definitywnie porzucę to
marzenie.
„Novum Ex Aurora” powstawało przez prawie 5 pełnych pasji, miłości do historii i wytrwałości lat.
Chciałem stworzyć świat większy niż marzenie, w którym był uwięziony i większy niż jedno
życie, które mam.
Właśnie tak pisałem tę książkę. Wierzyłem, że każda strona musi przekraczać granice poprzedniej: jeśli
chodzi o styl, bohaterów, świat i wszystko inne. Wierzę, że włożyłem w tę książkę
serce i wszystkie umiejętności i wiem, że to nie poszło na marne.
Teraz liczę, że znajdą się ludzie, którzy odkryją w „Novum Ex” coś dla siebie. Cokolwiek przyniesie
przyszłość wiem, że było warto!
Mam 41 lat, mieszkam w Gdańsku, mam córkę (14 lat). Na co dzień pracuję w obszarze kontrolingu i sprawozdawczości finansowej. Biegle posługuje się Excelem i Accessem. Wolny czas spędzam z rodziną i przyjaciółmi. W chwilach tylko dla mnie piszę i gram na gitarze. Lubię klimaty Cyberpunk oraz średniowiecznej Japonii. Oba te zamiłowania włożyłem do „Novum Ex Aurora Odyssey”. Dzięki tej książce chciałbym dzielić się moimi pasjami z innymi.